Mój pierwszy wyścig w cyklu Bikemaraton będę pamiętał bardzo
długo, chyba podobnie jak każdy, kto startował tam tego „pięknego dnia”. Ale od
początku…
To co będzie czekało nas na trasie mogliśmy poczuć już w drodze z
hotelu na miejsce startu, którą w ramach rozgrzewki pokonaliśmy na rowerach. Trochę
późno bo około 10.30 zaczynamy przygotowania, do startu, zadając sobie
podstawowe pytanie jak się ubrać na taką pogodę, na szczęście czasu do namysłu
niewiele więc i decyzja podjęta szybko. 10 minut przed startem stoję już w
sektorze obok Krzyśka i Wojtka, którzy w tym sezonie reprezentują team Brubeck
Kettler. Chłopaki twardo nastawieni na giga, ja zamierzam podjąć decyzję na
trasie. Początek jak zawsze bardzo szybki, niezbyt wcześne ustawienie się w
sektorze powoduje, że muszę przebijać się do przodu. Skupienie uwagi na
jeździe, błocie, przecieraniu okularów i otrzymywaniu równowagi sprawia, że
zupełnie nie wiem jaka mniej więcej grupa kolarzy jest przede mną, jadę swoje,
bo trzymanie na kole w takich warunkach nie ma większego sensu. Po jakimś
czasie dogania mnie Piotrek dając bardzo mocną zmianę, ciężko mi dotrzymać mu
koła w błocie, niestety zalicza glebę. Po kilku kilometrach dostrzegam przede
mną znajomy strój BSA – nawet w tych warunkach się wyróżnia. W końcu udaje mi
się dogonić grupę, w której jedzie Irek Gruszczyński, niestety z nim też długo
nie jest mi dane jechać bo podobnie jak Piotrek traci w pewnym momencie
panowanie nad rowerem.
Decyzję o pojechaniu giga podejmuję trochę pochopnie, bo
wraz z wjazdem na drugą pętlę giga oprócz wszechogarniającego błota dochodzi
wyprzedzanie osób z mega co przy takiej nawierzchni nie jest proste. Bartek
Janowski z DSR radzi sobie z tym lepiej, oddalając się coraz do przodu. Ciągłe
okrzyki „lewa wolna” i „uwaga” dodatkowo uprzyjemniają mi czas kąpieli
błotnych. Trasa staje się coraz bardziej rozjechana, a ręce coraz bardziej
zmarznięte - parę razy próbuję, zasunąć suwak bluzy, jednak nie jestem w stanie.
Błoto z pulsometru odgarniam, jedynie w celu sprawdzenia ile kilometrów zostało
do mety. Po zjeździe z pętli giga dostaje informacje, że jestem 5. Trochę ciężko
mi w to uwierzyć, ale daje mi to krótkiego powera. Staram się wykorzystać
odcinki mniej błotniste, gdzie koło nie traci przyczepności i tam mocno
dokręcać. Kilometry po ostatnim bufecie ciągną się w nieskończoność, ale nie
tylko ja mam już dość, na jednym z singli wyprzedzam Darka Porosia, nie próbuje
nawet nawiązać walki. W końcu po 3 godzinach i 11 minutach dojeżdżam do mety. Rower dopiero co złożony kilka dni przed
startem czeka rozbiórka, ale ważne, że nie zawiódł, klocki i kółeczka
przerzutki umarły śmiercią tragiczną, ale było warto – podobno początki zawsze
są ciężkie.
Giga - M:
1 Wojciech Halejak (HP Sferis Racing Team) 2:57:30
2 Robert Banach (HP Sferis Racing Team) 2:58:38
3 Bartosz Janowski (DSR - Author) 3:06:01
4 Mariusz Marszałek (BSA Pro Tour) 3:11:57
5 Piotr Truszczyński (BSA Pro Tour) 3:19:00
6 Dariusz Poroś (MTB Votum Team) 3:20:47
7 Ireneusz Gruszczyński (BSA Pro Tour) 3:23:46
1 Wojciech Halejak (HP Sferis Racing Team) 2:57:30
2 Robert Banach (HP Sferis Racing Team) 2:58:38
3 Bartosz Janowski (DSR - Author) 3:06:01
4 Mariusz Marszałek (BSA Pro Tour) 3:11:57
5 Piotr Truszczyński (BSA Pro Tour) 3:19:00
6 Dariusz Poroś (MTB Votum Team) 3:20:47
7 Ireneusz Gruszczyński (BSA Pro Tour) 3:23:46
8 Dariusz Hlek (2X3 Bike Team) 3:26:48
9 Karol Wojtczak (2X3 Bike Team) 3:27:05
10 Wacław Szwarc (BGŻ Eska Team) 3:33:57
10 Wacław Szwarc (BGŻ Eska Team) 3:33:57
Gratulacje, walka w taka pogodę jest naprawdę trudna. Są osoby które się specjalizują w takich trudnych warunkach. Słabość innych dodaje im sił..
OdpowiedzUsuń